“If you
tell the truth, you don't have to remember anything.”
― Mark
Twain
02.09.2012
„Zabiłem ją.
Zabiłem ukochaną osobę. Nie mogę sobie tego wybaczyć. Gdyby nie ja, to by teraz
żyła. A teraz stoję na cmentarzu, kilkadziesiąt
metrów od jej rodziny. Nie mogę podejść bliżej, boje się. Boję się
spojrzeć jej matce prosto w oczy. Ona i jej cała rodzina mnie teraz nienawidzi
bardziej niż wcześniej. To wszystko moja wina. Moja wina. Nigdy sobie tego nie wybaczę.”
Zaczął padać
deszcz i zrobiło się ponuro. Podczas ceremonii pogrzebowej, Mesut w końcu
odważył się i podszedł do grona zebranych. Położył czerwoną róże na grobie
ukochanej i ukradkiem spojrzał na Panią Reyes, zobaczył, ze patrzy na niego z
odrazą. Zrobiło mi się jeszcze ciężej na sercu niż. Podszedł do niej i starał
patrzeć się jej w oczy, ale nie mógł. Nie mógł spojrzeć jej w oczy.
- Pani Reyes, jest
mi strasznie przykro…
- Przywróć życie
mojej córce, mojej ukochanej Dominice… – zaczęła szlochać
- Pani Reyes…
- Zabiłeś ją! –
spojrzała mu w oczy – Zabiłeś moją córeczkę!
- Mamo! – wtrąciła
Ana by uspokoić matkę
- Zabiłeś
Dominikę! To twoja wina! – krzyknęła, a wszyscy zebrani spojrzeli na nich
Derby
Realu Madryt z Barceloną przebiegły bardzo niespokojnie. Real przegrał, mimo iż
walka była bardzo wyrównana. Wszyscy byli wściekli. Piłkarze, trener, a
zwłaszcza kibice, którzy zachowywali się skandaliczne.
Mesut
wściekły wyszedł na zewnątrz i podążył do swojego samochodu. Oparta o drzwi
auta stała Dominika, która czekała na swojego ukochanego, ale Mesut przeszedł
obok niej i wsiadł do samochodu na miejscu kierowcy.
-
Mesut, to nie twoja wina.. – wsiadła do samochodu - Nie jesteś odpowiedzialny
za całą drużynę. – po chwili Mesut ruszył – To oni powinni być skupieni i dać z
siebie wszystko. – chwyciła go za rękę i ścisnęła ją, ale Mesut ją zabrał
-
Co ty możesz wiedzieć! – rzucił bezceremonialnie
-
Jasne! Teraz pewnie będzie to moja wina. – odwróciła głowę i spojrzała przez
okno, a Mesut przyśpieszył – Możemy o czymś porozmawiać? – ale odpowiedziała
jej tylko cisza – Okay, teraz nie będziesz się odzywać, tak? Jasne, przecież
jestem tylko twoją głupią dziewczyną, która nie zna się na piłce nożnej! Boże!
Mam tego dość! – walnęła ręką o swoje udo – Czy możesz zwolnić do jasnej
cholery!? Nie lubię kiedy tak szybko jeździsz! – Mesut jeszcze bardziej
przyśpieszył – Kochanie, proszę zwolnij, muszę ci powiedzieć o czymś bardzo ważnym.
-
Co chcesz mi powiedzieć? – przycisnął mocniej pedał gazu – Chcesz ze mną
zerwać?
-
Co? – była w szoku – Może to ty chcesz ze mną zerwać, co? Nie ważne. Muszę ci o
czymś bardzo ważnym powiedzieć.
-
To mów! – był zdenerwowany
-
Możesz zwolnić? – Mesut jechał już strasznie szybko, mijali drzewa z zawrotną
prędkością – Błagam Mesut, zwolnij! Strasznie się boję! Błagam! Zwolnij…!
Mesut
stracił panowanie nad kierownicą. Wypadł z drogi i samochód zaczął koziołkować.
Zatrzymał się na dachu. Mesut i Dominika byli przez chwilę nieprzytomni.
Pierwszy obudził się Mesut. Rozejrzał się w około i zobaczył, że zwisa głową w
dół. Obok siebie zauważył Dominikę, która również zwisał głową w dół i była
nieprzytomna. Był przerażony. Nie wiedział co robić. Próbował odpiąć swoje
pasy, ale coś je zablokowało. Próbował i próbował, aż w końcu mu się udało.
Wyczołgał się z samochodu i doczołgał się do miejsca pasażera. Otworzył drzwi i
starał się odpiąć pasy Dominiki, ale bez skutku. Po chwili Dominika również się
ocknęła i spojrzała na ukochanego. Miała rozbitą i zakrwawioną głowę.
-
Mesut… – wyszeptała – Uciekaj, pasy są zablokowane. Nie uratujesz mnie. Wezwij
pomoc.
-
Nie! – spojrzał w jej oczy – Nie zostawię cię tutaj. Może dasz radę się
wysunąć?
-
Nie mogę. Nie czuje nóg. Proszę, wezwij pomoc. Proszę…
-
Domi… – dotknął jej policzka
-
Proszę… – szepnęła i przełknęła głośno ślinę
Mesut
z ciężkim serce wstał i wyciągnął telefon z kieszeni. Miał rozbitą szybkę, wyświetlacz
był mało czytelny, ale dało się zadzwonić. Wykręcił 911 i zaczął instruować
dyspozytorkę o tym co się stało i gdzie są, ale po chwili usłyszał trzask.
Obrócił się, płomienie objęły samochód, a po chwili nastąpiła eksplozja auta.
-
Nie!!!! – krzyknął
Telefon
wypadł mu z ręki, a sam upadł na kolana. Złapał się za głowę i wpadł w
histerię. Po kilku minutach usłyszeć można było syreny pogotowia ratunkowego i
straży pożarnej.
- Zabiłeś ją! –
powiedziała – To twoja wina!
- Pani Reyes… Ja…
Ja…. – do Mesuta podszedł Sami Khedira i zagrał go do samochodu.
Sami odwiózł
Mesuta do domu. Chciał zostać z przyjacielem, ale on nie życzył sobie jego
obecności, chciał zostać sam.
Przez kilka dni
Mesut nie wychodził z domu. Ciągle pił, praktycznie nic nie jadł, nie chodził
na treningi, olewał wszystko. Nigdy nie był w takim stanie jakim jest teraz.
Znajomi martwili się o niego. A najbardziej chyba jego najlepszy przyjaciel
Sami Khedira. Sami wpadł do niego z niespodziewaną wizytą. Chciał, o ile mu się
to uda, postawić Mesuta na nogi.
- Stary! Co ty
najlepszego wyprawiasz?! – spojrzał na przyjaciela, który leżał w stercie brudu
na kanapie – Musisz się wziąć w garść! I to natychmiast! Nie możesz tak się
zachowywać. Co by Dominika powiedziała widząc cie takiego?
- Co ty tam wiesz!
– prychnął
- Musisz zrobić to
dla niej. Musisz wziąć się garść właśnie dla niej.
- Nie mogę… Nie
mogę, bo to moja wina. To ja powinienem zginąć. Nie ona. Ja, nie ona!
- Mesut, to nie
jest twoja wina. Los tak chciał. Nic nie możesz zrobić. – usiadł obok
przyjaciela – Może to był znak. Znak, że musisz coś zmienić.
- Mogłem ją
wyciągnąć… Gdybym tylko był bardziej uparty, gdybym tylko się jej nie
posłuchał.
- Przestań! Nic
nie mogłeś zrobić! Weź się w garść! – zdenerwował się i podniósł głos – Nic nie
mogłeś zrobić! Jesteś debilem skoro myślisz inaczej. Pasy były zablokowane,
Dominika nie czuła nóg! Nie mogłeś nic zrobić! – spojrzał na oszołomionego
przyjaciela – Musisz ruszyć dalej! Musisz żyć dalej!
- Nie rozumiesz!?
Wszędzie ją widzę! Nie mogę się uwolnić od tego, jak na mnie wtedy patrzyła, a
ja nie mogłem jej pomóc. Jej oczy były załzawione, po jej pięknej twarzy
spływała krew! To mnie prześladuje! Prześladuje mnie to, że ja wyszedłem bez
szwanku, a ona zginęła.
- Dlatego musisz
wrócić do normalnego życia. Do treningów, do wypadów na miasto. Potrzebujemy
cie w drużynie.
- Chyba potrzebuję
zmiany… – westchnął
- Co masz na
myśli?
- Muszę zmienić
otoczenie, muszę zmienić klub. Nie mogę tu mieszkać.
- O czym ty
mówisz?! Chcesz odejść?!
- Tak, nie widzę
siebie tutaj. Wiesz, kiedy wczoraj jechałem do domu, to wydawało mi się, że
widziałem ją na chodniku przed autem, ale kiedy zamknąłem i otworzyłem oczy,
już jej nie było.
- Rozumiem twój
ból, ale nie możesz odejść. Dopiero rozpoczął się sezon, potrzebujemy cie.
- Mou chyba myśli
inaczej, skoro sadza mnie na ławie.
- Jak wrócisz na
treningi, to na pewno wrócisz do składu. Tylko musisz się wziąć w garść.
- Nie wiem czy dam
radę. Nie mam na to siły.
- Pomogę ci. Będzie
dobrze. Na mnie zawsze możesz liczyć. – poklepał przyjaciela po plecach.
14.09.2012
Przez kolejne
kilkanaście dni trochę się zmieniło w życiu Mesuta. Z pomocą Samiego zaczął
normalnie funkcjonować. Ponownie wrócił do treningów z drużyną, a trener dał mu
kredyt zaufania. Starał się wziąć w garść z całych sił. Postanowił sobie, że
będzie żyć dalej dla niej.
Madrycki
cmentarz, dwa dni wcześniej…
-
Brakuje mi ciebie – położył kwiaty na grobie dziewczyny – Tak bardzo mi ciebie
brakuje. – usiadł na ławeczce obok nowo postawionego grobu Dominiki. – To
wszystko moja wina, to ja powinienem tu leżeć, to ja powinienem zginąć.
Dlaczego tak się stało? Dlaczego mnie opuściłaś? Powinienem był się ciebie
posłuchać, powinienem zwolnić, ale byłem za głupi. Moja duma i złość przyćmiła
logiczne myślenie.
-
Nie myśl tak… – usłyszał znajomy szept i wystraszył się
-
Jest tu ktoś? – obrócił się – Halo? Jest tu ktoś? Nie róbcie sobie ze mnie
żartów! – ale nikogo prócz niego na cmentarzu nie było – No ładnie, moja
podświadomość płata mi figle.
-
Mesut… – ponownie usłyszał – Musisz żyć dalej… Żyj… Baw się. – Mesut zamknął
oczy i starał się ściszyć jego podświadomość – To nie była twoja wina, że
zginęłam. To ja pociągnęłam za kierownicę, ten wypadek był przeze mnie. Mogę
się założyć, że powiedziałeś, że to była w pełni twoja wina, a nie moja. Musisz
się wziąć w garść. Weź się w garść dla mnie. Musisz żyć już beze mnie…
-
Ale ja nie potrafię, tak bardzo cie kocham. Nie mogę przestać. – westchnął
-
Musisz. Życie toczy się dalej czy tego chcesz czy nie. – Mesut otworzył oczy i
wtedy zobaczył Dominikę, stała obok niego taka żywa, taka realistyczna, że
chciała ją uściskać, ale kiedy ponownie zamknął i otworzył oczy, Dominiki już
nie było. Jedynie w pamięci usłyszał: Żyj! Baw się! Bo życie toczy się dalej,
czy tego chcesz czy nie.
-
Dobrze, – powiedział – będę żyć dalej. Będę żyć daje dla ciebie.
-
Do kogo gadasz? – nagle usłyszał czyjś głos, tak realistyczny jak nigdy dotąd
-
Boże! Ana! – uśmiechnął się kiedy zobaczył siostrę Dominiki – Wystraszyłaś
mnie!
-
Przepraszam, nie wiedziałam że taki strachliwy jesteś. – usiadła obok Mesuta
-
Co tu robisz? – spytała
-
Przyszedłem ją odwiedzić. Nie mogę się z tym pogodzić.
-
Ja też nie, ale chyba tak musiało być. Dominika zawsze powtarzała, że wszystko
jest zaplanowane. Pewnie tak było i w tym wypadku. – przytuliła się do Mesuta.
-
Chciałbym tak to widzieć. – również się do niej przytulił.
Obiecał Dominice,
że nie będzie się już więcej użalać nad sobą, że będzie żyć dalej i będzie się
bawić, mimo iż naprawdę nie ma na to ochoty. Jednak słowo, to słowo i go
dotrzyma.
Mesut krzątał się
właśnie po kuchni, kiedy nagle zaczął dzwonić jego telefon. Spojrzał na
wyświetlacz i zobaczył dziwną rzecz. Na wyświetlaczu telefonu pojawiło się
zdjęcie uśmiechniętej Dominiki, ale kiedy zamknął i otworzył oczy, na
wyświetlaczu było już zdjęcie, Any, siostry Dominki.
- No hej! –
wychrypiał
- Hej, mogę do
ciebie wpaść?
- Jasne, właśnie
robię obiad, więc się załapiesz.
- Okay, za kilka
minut będę.
- Czekam… –
rozłączył się
Mesut odłożył
telefon na szafkę i ponownie ruszył do kuchni, by móc odcedzić ziemniaki. Kiedy
już to zrobił, ja na zawołanie w jego domu pojawiła się Ana. Odwiesiła płaszcz
na wieszał i poszła do kuchni, gdzie znajdował się Mesut.
- Nie wiedziałam,
że z ciebie taki kucharz. – zaśmiała się opierając o framugę drzwi
- A nie mam nic
lepszego do roboty. – posłał jej uśmiech – Wyjmij z szafki talerze.
- Okay – Ana
posłusznie udała się do szafki i wyjęła 2 duże talerze, podała je Mesutowi i
czekała na dalsze instrukcje.
- Co cie do mnie
sprowadza? Przez telefon wydawałaś się jakaś zdenerwowana. – zaczął nakładać
jedzenie.
- Jestem raczej
bardziej wystraszona niż zdenerwowana.
- Mów, słucham cie
uważnie.
- Ciągle widzę
Dominikę. Wczoraj widziałam ją na cmentarzu, a dziś… Wydawało mi się, że
widziałam ja obok naszego domu… Co się ze mną dzieje?!
- Ana, ja też ją
widzę. Ostatnio widziałem ją na cmentarzu. Ale wiem, że to tylko halucynacja,
bo bardzo mi jej brakuje… Tak bardzo mi jej brakuje, że cały czas ją widzę.
- Mi też jej
brakuje. Mama jest zrozpaczona. Ciągle płacze, ciągle jest smutna… Mesut nie
gniewaj się na nią. Ona na pewno nie myśli, że jesteś mordercą jej córki. Ona
po prostu, próbuje przeboleć stratę. Teraz targają ją emocje po stracie dziecka.
Musisz dać jej czas.
- Wszyscy ją
straciliśmy, ale nie wiem czy dam radę dalej żyć bez niej…
13.09.2012
Anglia,
Londyn…
Wysiadła z
samolotu najtańszych linii lotniczych i udała się na dworzec PKS, by udać się
do wyznaczonego miejsca w Londynie. Kilkanaście dni wcześniej umówiła się z
właścicielem schroniska młodzieżowego, że wynajmie u niego pokój na kilka dni,
aż znajdzie sobie coś lepszego. Kiedy już znalazła właściwy autobus, i
dojechała na miejsce, okazało się, że schronisko zostało zamknięte z powodu
zawalającego się dachu i budynek jest teraz w remoncie. Usiadła na schodkach
prowadzących do drzwi budynku i schowała twarz w dłoniach.
- Pięknie, kurwa
pięknie! – po policzku poleciała jej łza – I co ja teraz zrobię!?
Był już wieczór, i
jakby tego było mało, zaczął padać deszcz. Londyńska pogoda naprawdę nie była
sprzyjająca dziewczynie. Zaczęła płakać jeszcze bardziej. Nie miała dużo
pieniędzy w portfelu, więc bała się, że nie wystarczy jej na inne schronisko
czy nawet na inny hotel. Nie wiedziała co ma zrobić, bo nie znała zbytnio
miasta, to schronisko miało być jej ostoją na najbliższe dni. Nagle obok niej
na ulicy zatrzymuje się jakieś auto. Dziewczyna podnosi głowę i widzi jak
boczna szyba się opuszcza, ale nie widzi kto siedzi za kierownicą samochodu.
- Co tu robisz w
taki deszcz? – pyta mężczyzna z zabawnym angielskim akcentem.
- Ja? – spytała
niepewna – Siedzę… Zamknęli schronisko i tak jakby nie mam się gdzie podziać.
- Wsiadaj, mam
wolny pokój. Możesz zostać do jutra, a jutro kiedy się rozpogodzi i ty będziesz
sucha, wyruszysz na poszukiwanie nowego lokum.
- Mogę ci ufać? –
spytała podejrzliwie
- Nie każdemu
proponuje by został na noc w moim mieszkaniu, i przecież mnie nie znasz, ale
chyba możesz mi ufać. – zaśmiał się
- Yhym… – po
chwili namysłu – No dobrze… – wsiadła do samochodu i spojrzała na chłopaka,
który wydawał się bardzo młody i bardzo przystojny, ale słabo dowidziała, bo w
końcu jest ciemno
- Chyba nie dosłyszałem
twojego imienia… – spojrzał na dziewczynę i oczy mu się rozświetliły
- Ja twojego też.
– zaśmiała się.
__________________
Ogłoszenia Parafialne:
Witam, witam i o zdrowie pytam!
Woah! Nie było mnie tu bardzo długo, ale już jestem i tak jak obiecałam wstawiam I rozdział nowego opowiadania.
Tak jak też mówiłam, jesli wam się spodoba to będzie ono kontynuowane, a jak nie to nie. Proste i logiczne, prawda.
W tym roku zaczęłam ponownie studia na II stopniu i jest bardzo ciężko, więc naprawdę pojęcia nie mam jak będą rozdziały się ukazywać, tego czy innego opowiadania. Chyba będziecie musieli uzbroić się w cierpliwość.
Zachęca do spojrzenia w zakładkę: Bohaterowie, bo tam są wypisani i pokazani bohaterowie, nie wykluczam, ale kogoś dodam, więc co jakiś czas możecie tam zaglądać. W zakładce: Od Autorki jeszcze nic nie ma, bo nie miałam na nią czasu ostatnio (to cud, że napisałam ten rozdział), ale obiecuję, że się za nią wezmę i już za kilka dni będziecie mogli przeczytać o czym to opowiadanie będzie.
To by było chyba na tyle. Zapraszam do czytania, komentowania i polecania.
Pozdrawiam N.